Dzień w którym nie wyspanie się, wprawia mnie w stan dziwnych emocji. Dawno ich nie czułam. Myślę sobie – zacznę dawkować swój pamiętnik, który jest moim tworem do książki. Może to trwać długo, bo czas, bo wena i zero parcia, ale chcę. Chcę prawdy. Tego co mnie wkurza, cieszy, martwi i z jaką mierze się rzeczywistością jako człowiek osobiście i jako trener zawodowo. Coś czego nie mogę pisać z różnych względów otwarcie teraz, ale kiedyś odsłonie karty. I dodam – nie każdy trener zbierać je potrafi i w otwarte grać. Zapewne będzie tam coś o Tobie. Przez 20 lat na pewno gdzie się spotkaliśmy…:) Nikt tego nie będzie czytał ? Będzie… Czego nie będzie, to tylko reakcji , które mają swoje zależności i które już nie są dla mnie zagadką. Tutaj na sm.
Jakiś dzień
Jak wczoraj w myślach pochwaliłam mój organizm, że świetnie ostatnio reaguje na histaminę, tak dziś w nocy był dramat. Myślałam, że trafi mnie szlag. Musiałam wziąć lek. Poza tym naprawdę pokrzywka się wycofuje i tej myśli się będę trzymać. Z codziennych dawek telfexo zeszłam na jakąś apteczną alegrę ćwiartkę, raz na 3 tygodnie. Więc sukces. Kiedy powiedziałam swojej podopiecznej, że dostałam w pakiecie z hashimoto mechaniczne uczulenie na własny pot i wysiłek fizyczny, była w szoku. Tak jak i ja u lekarza rok temu 😀 Nie widać nic, poza tym, że się drapie przez godzinę, lub dwie, jak po ataku komarów. W każdym razie to bardzo męczy, bo atak jest najczęściej w nocy.
Pozbierałam się jakość rano. Od 4.30 działam. Na 7.00 mam pierwszą zmianę – treningi, więc poprawiłam rano dietę mojej Marysi, bo potem będę dętka. Wychodzimy z ketozy, bo nie ma sensu. Nie dla niej. Podjada, więc robimy bilans. Niestety wprowadzanie restrykcji dietetycznych pomimo efektów, nie jest dla każdego. Nie ma musu, więc lepiej mieć spokojną głowę i zjeść trochę jej ulubionego makaronu, czy kawałek chleba.
Ania…. Niewiarygodna tarczyca… Jak można nie mieć objawów do nadczynności a przy powtórnych wynikach mieć aż tak złe??? Niedowiary… Myślałam, że nic mnie nie zaskoczy…Chudnie spokojnie na rozpisce. Ale… Słabe bardzo nogi i oporny puls na ćwiczeniach wydolnościowo siłowych pokrywa mi się już z wynikami. Miałam zrobić pomiar ciśnienia, ale odwołała trening. Ogólnie czułam się w pracy dziś fatalnie, jak nigdy…Odwołany ostatni dał mi ulgę, ale zanim poszłam do domu, rozmowa z Marysią w trakcie ostatniego rano treningu wywaliła mnie w stan jakiego dawno nie czułam…
Może to zmęczenie, ale poczułam jak napływa we mnie cierpienie innych ludzi. I dostałam potwierdzenie tego, że kurde mam rację. Bo potwierdza się moje. Moje przede wszystkim serce do ludzi. Żaden trening. Nawet teraz, jak to piszę, to łzy się cisną.
Rozmawiałyśmy o metamorfozach i o utrzymaniu wagi. Naglę z maszyny do ćwiczeń Marysia poderwała się do ławeczki po telefon. Pokazała mi dwa zdjęcie.
Powiedziała :
-Patrz. 20 lat różnicy
Ja spojrzałam i nie za bardzo wiedziałam kto to i o co chodzi. Nigdy nie proszę moich podopiecznych o żadne zdjęcia dopóki sami z tym nie wyskoczą..
Wytłumaczyła więc..
– To ja na pierwszym zdjęciu jak miałam 21 lat a teraz mam 40lat i to drugie zdjęcie jest moje z teraz.
Nie wierzyłam…To nie była ona…
Dziś dziewczyna piękna, wysportowana z lekką nadwagą i małą poprawką do zdrowia mówi mi, że ta prawie 50 letnia kobieta na zdjęciu to ona kiedyś…Zapytałam z ogromnym niedowierzaniem
– Dlaczego ?
No to dostałam odpowiedz…
– W moim pierwszym związku miałam faceta, który był z charakteru bardzo nerwowy.
Po minie wiedziałam, że mogło być to coś więcej.
Ciągnęła dalej…
– Ja siedziałam w domu i mu gotowałam. Jak dobrze sobie pojadł, to był spokojny. To był mój sposób na mój spokój w życiu. Tak się nauczyłam radzić i taki miałam na niego sposób…
Zmroziło mnie. Zrobiło mi się jej przez chwilę żal, bo oczami na ułamek sekundy przywołała wspomnienia a ja to zobaczyłam.
Opowiedziałam jej o jednej z wiadomości do mnie na stronie . Łzy się cisnęły same.
„Nie oceniaj innych i jego rozmiarów, bo nie znasz przyczyny ! ”
To była puenta naszego treningu.
Tak, to często są moje personalne. Ciało zmęczone też jest, ale pomiędzy maszynami musimy ruszyć głowę.
Kiedy wróciłam do domu, zrobiłam skok do wyra. W południe. Nie dało się jednak zasnąć, bo myślałam o tym, żeby to napisać póki jeszcze czuje temat. Wrzucę na fejsa skrawek mojego życia. Niech ludzie inspirują się prawdą. Jeśli zaczną trenować, czy zdrowo się odżywiać, to przynajmniej ze świadomością, że nie zawsze są winni temu jak wyglądają i się czują.
Odwołałam Marcie popołudniowy trening, żeby dać sobie możliwość drzemki.
Praca popołudniu może mnie zajechać. Dam radę, ale muszę pamiętać, że moje zakichane hashimoto nie śpi. Upomni się o brak regeneracji. To już nie te czasy, że miałam siebie w dupie.
Zrobiłam popołudniowe dwa treningi personalne zgodnie z grafikiem. Potem grupowe fitness zajęcia. Nie wiem jak będzie, bo piszę „dzień” przed jego zakończeniem. Myślę,że wesoło jak zawsze. Mało nas jest, bo mamy ferie, ale atmosfera zawsze – kozak 🙂
Pomiędzy tym wszystkim dużo wsparcia dla mojej mamy. Telefon za telefonem.Ma jutro poważne badania a mnie z nią nie będzie. Przygotowuje ją do badań on line. Mama na online ! Córka też, bo przeziębiona milion kilometrów ode mnie. Pytam wspieram, martwię się. Do czego to doszło. No ale to nic. Kiedyś przecież nie kontaktowaliśmy się na odległość wogóle. Nie było komórek.
Kiedy to wrzucę, bo taki jest plan, jeszcze nie wiem co się wydarzy do wieczora. Nie wiem o której się położę. Może jak zwykle o 23.00. Próbując się nie naświetlać przed snem ekranem telefonu, zanim Jacek przyjdzie z łazienki i mnie opieprzy, jednak pewnie zajrzę na fejsbuka. A tam na sam koniec dnia może mnie czekać znów jakaś niespodzianka .
I znów może będę miała inspiracje, dawkę wzruszenia i zadowolenia. Jak ostatnio…
kiedyś tam, cdn…